strona główna >> Z nurtem po młodość
poradniki
Z psem na koniec świata!
![]() | Spakowany plecak, mapa w ręku i bilet na majówkę! Już chcesz wyjść z domu, ale czujesz mrowienie na plecach, bo… ktoś cię... » |
Na szlaku >> Niemcy: wzdłuż Mozeli
Z nurtem po młodość
Paweł D. Domański
![]() |
Beilstein i widok na zakole Mozeli |
Bywają takie momenty w życiu, kiedy PESEL boleśnie przypomina o wieku, a horyzont planów nieubłaganie się kurczy. Wydaje się nam, że możemy mniej, a na pewno już mniej próbujemy. I nagle niespodziewany splot wydarzeń, nowy szlak, nieplanowane spotkanie i mamy wrażenie, że jeszcze wszystko przed nami.
Te wakacje nie układały się najlepiej. Wszystkie plany sypały się jeden po drugim. Nadchodził wrzesień, a żadne z nas nie wiedziało, dokąd chciałoby pojechać. Jednakże w ostatnim tygodniu przed planowanym wyjazdem sytuacja zaczęła się konkretyzować. Po pierwsze zbliżał się miesiąc winobrania. Zatem zawęziliśmy plany do regionów produkujących wino. W trakcie buszowania w księgarni niespodziewanie wpadł mi w rękę niemiecki przewodnik wydawnictwa Kompass po dolinie Mozeli. Gra w skojarzenia przywołała opowiadania znajomych, którzy zachwycali się, jak tam jest pięknie. Kolejny plus to logistyka. Patrząc na mapę, stwierdziliśmy, że nad Mozelę mamy stosunkowo blisko – jeden dzień jazdy samochodem. Po konsultacjach z żoną zapadła decyzja: jedziemy do doliny Mozeli na pięć dni.
Szybko przeszliśmy do znacznie prostszego etapu – planowania operacyjnego. Zamierzaliśmy przejechać najbardziej naturalną wersję trasy, czyli w dół rzeki na jej pełnym niemieckim odcinku: z małej miejscowości Perl, leżącej przy granicy z Francją, do Koblencji, gdzie Mozela wpada do Renu. Zdecydowaliśmy, że do Koblencji dojedziemy samochodem i tam go zostawimy. Noclegów będziemy szukać na bieżąco. Uznaliśmy, że nie ma sensu robić rezerwacji z wyjątkiem Trewiru. To duże miasto, które planowaliśmy zwiedzić, zatem nocleg w centrum był wskazany.
W niedzielę wieczorem dojeżdżamy na przedmieścia Koblencji. W dzielnicy Güls znajdujemy nocleg. To punkt startowy, jak i finisz naszej wyprawy. Rano przepakowujemy się w sakwy, żegnamy samochód na pięć dni i ruszamy w trasę.
Więcej: czytaj w numerze „Rowertouru”
Zdjęcie: Paweł D. Domański